"To niewiarygodne, a slowa molgy ranic (...), a jednak (...)"
Dzis dotarlo do mnie jaka czasem jestem niesprawiedliwa.
Nie wiem co sie ze mna dzieje.
Czasem, kiedy wydaje mi sie,
że swiat wali mi sie na glowe,
obwiniam za to ojca.
Uslyszal jush ode mnie nie jedno przykre slowo.
Ale nie da sie ich wrocic.
Chociaz tak bardzo bym chciala.
Zdaje sobie sprawe,
jak bardzo ranie go
niesprawiedliwymi osadami,
tylko CHOLERA,
dlaczego tak pozno???
Czemu czasem, nie ugryze sie w jezyk zanim cos powiem?
Czemu, kiedy kloce sie z najblizszymi- nie przebieram w slowach?
Czemu???
Widzialam, jak nie jedna z bliskich osob wylewala przeze mnie lzy.
Dlaczego wiec, w pore nie uswiadamiam sobie swoich bledow,
za to innych potkniecia wyolbrzymiam???
Czemu jestem taka beznadziejna???
Czemu???
Przepraszam:
tato,
mamo,
Pawelq (kochanie),
i wszyscy bliscy,
ktorych kiedykolwiek zranilam...
Wiem, ze gdyby ktoregos z was zabraklo w moim zyciu- nie dala bym rady...
Jestescie mi potrzebni...
KOCHAM WAS !!!
Niezaleznie od tego, co mowie w przyplywie gniewu.
Wybaczcie mi wszelkie krzywdy...
Wiem, ze zadne z was tego nie przeczya...
A moze kiedys...